Osoby
które mnie już znają, wiedzą doskonale, że jestem fanem
twórczości Marcina Brzostowskiego,
więc nie powinno być dla nikogo zdziwieniem, że nie zapominam tego
wspomnieć w każdej recenzji jego książki. Kiedy pojawia się coś
nowego, rzucam się na to jak sęp i nie przeszkadza mi nawet
czytanie w komputerze (nadal nie mam czytnika!).
„Pozytywnie
nieobliczalni” – to powieść, której główny bohater, młody
prawnik, zderza się z bezwzględnym światem korporacji i szybko
odkrywa, że w jego życiu wciąż na pierwszym miejscu znajdują się
młodzieńcze ideały. Będzie zmuszony dokonać wyboru pomiędzy
zawodowym prestiżem i pieniędzmi, a wiernością własnym
przekonaniom.
Do
książki podchodziłem z wielką uwagą, chyba największą jak
dotychczas jeżeli chodzi o tego autora, ponieważ książka ta
należy do książek
wyjątkowych: w roku 2002 autor za jej sprawą debiutował.
Zanim
dorwałem się do czytania, skontaktowałem się z Marcinem
Brzostowskim i dowiedziałem się, że będzie to coś innego. Moja
ciekawość więc wzrosła. Mówię sobie dobra, niech będzie. Nawet
jeśli to ewangelia w jego wykonaniu, przeczytać trzeba.
Już
w pierwszym zdaniu uśmiechnąłem się do komputera szeroko a to
dlatego, że częściowo przypomniała mi się moja książka, dzięki
której również debiutowałem parę lat temu „Bo moje siostry”.
Więc duży plus. I wielka chęć na więcej.
Czytam.
Ze
strony na stronę robi się coraz ciekawiej. Książka jest dojrzała,
bardzo dobrze napisana i czyta się ją, jak inne pozycje pisarza,
jednym tchem.
Wielkim
walorem książki jest
jej okładka. Jak dla mnie po prostu bombowa. Facet który ją zrobił
zasłużył sobie na ukłony i brawa. Okładka przykuwa wzrok i
sprawia, że czytelnikowi leci ślina na samą myśl, jaka może być
zawartość książki.
Oczywiście
zdarzało się, że okładka książki była sympatyczna a sama
zawartość powieści wiała nudą. Tutaj mamy spotkanie z yin i
yang: okładka odpowiada zawartości i obie doskonale się rozumieją
i wypełniają.
Chyba
jedynym minusem tej książki (pozytywnym) jest to, że kiedy zacznie
czytelnik czytać, nie potrafi się od niej oderwać.
Co
mnie bardzo dziwi,
to to, że tacy dobrzy autorzy jak Brzostowski, nie zyskują szturmem
rynku wydawniczego. Jego pisanie jest świeże i lekkie, wyraźnie
widać że sam autor posiada świetny talent i rękę do pisania, jak
również ma bardzo bystre oko, pozwalające mu obserwować świat i
ludzi w tak ciekawy sposób, aby później doskonale przelać pewne
ich zachowania na papier. Brzostowski podchodzi w swoich książkach
do świata z dystansem i serwuje nam porcję humoru, do którego ma
wielki talent.
W
książce bardzo
wyraźny jest wyjątkowy styl autora. Czytając ją czuję się
jakbym był z nim na piwie i sam brał udział w wydarzeniach. Jest
to kawał dobrej literatury w męskim wydaniu i może dlatego polecam
nie tylko płci męskiej, ale przede wszystkim kobietom, aby mogły
spojrzeć na świat oczami faceta i dobrze się czasem zaśmiać.
Kiedy
ostatnio czytałem jedną książkę Grocholi,
pisaną okiem faceta, trzeba powiedzieć że choć była bardzo
dobra, to jednak wyczuwało się, że pisała kobieta. A dlaczego? Bo
czasem zabrakło tego wyrazistego, soczystego języka a to przecież
w męskim świecie jest na porządku dziennym (w moim w każdym razie
na pewno tak jest). Jeśli Grochola serwuje nam świetnie usmażonego
kotleta, to Brzostowski serwuje nam wielgaśne golonko na piwie.
Tę
książkę można porównać również do pączka z pysznym
nadzieniem różanym. Wyobraź sobie, że jesteś gruby jak beczka i
mówisz sobie, zjem tylko kawałek. Ale nie udaje ci się, odgryzasz
kolejny kęs, aż wreszcie dziwisz się, że pączka gdzieś wcięło.
Od książki nie sposób się oderwać i jak z pączkiem, dziwimy
się, że to już koniec, bo przecież chcemy więcej. Nie pozostaje
nic innego niż czekać na kolejną pozycję Brzostowskiego.
Nie
rozpisywałem się o samym przebiegu opisanej historii, bo nie
chciałem zdradzać jej zawartości. Książka
jest warta przeczytania!
Marcin,
PKP
(zrozumieją ci co przeczytają).
Andrzej
F. Paczkowski