niedziela, 22 kwietnia 2012

Henry James - Dom na placu Waszyngtona

Henry James należy do jednych z moich ulubionych pisarzy. Zawsze sobie mówię, że gdybym miał wybierać sobie mistrza, byłby nim właśnie ten wielki człowiek.
„Dom na placu Waszyngtona” to kolejna powieść w moim zbiorze, na której atrakcyjne wydanie czekałem wiele długich lat. To historia Katarzyny, której matka umiera przy narodzinach. Zajmuje się nią ojciec, bogaty doktor, pan Sloper. Od początku nie pała do córki wielkim rodzicielskim uczuciem. Mamy tu również ciotkę, lubiącą przeinaczać sprawy lub widzieć je w zupełnie innym świetle.
Katarzyna na swoje nieszczęście jest nierozgarnięta, bez urody, powabu i, ogólnie rzecz biorąc, nijaka. Przeciętna szara myszka, która nigdy nie znajdzie sobie męża. Taki los zawsze spotykał te mniej atrakcyjne panny. Pewnego dnia poznaje Maurycego, niezwykle przystojnego młodego chłopaka. Niestety Maurycy nie ma grosza a ojciec z czasem zabrania Katarzynie wychodzić za niego za mąż, grożąc wydziedziczeniem..
I tutaj zaczyna się najciekawszy moment, który nazywam: wielką grą. Ponieważ, jak to bywa w książkach H. Jamesa, bohaterowie zaczynają grać na swoich uczuciach, niektórzy nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Ojciec, nie pamiętając, że sam poślubił bogatą kobietę, zabrania córce związku z kimś, kto, w jego mniemaniu, tylko czyha na jej majątek. Katarzyna niezwykle kocha ojca i jest mu bardzo oddana, ale teraz jej całym światem włada Maurycy, któremu nie udaje się dojść do porozumienia z ojcem. Nakazuje umiłowanej wybrać: albo ojciec, albo ja. Miesza się do tego ciotka Lawinia, ogarniająca starającego matczyną miłością i próbująca za wszelką cenę doprowadzić do związku młodych, jak również pałająca chęcią nieustannego przebywania w obecności Maurycego. Jak możemy sobie zdawać sprawę, największy nacisk z każdej strony zostaje nałożony na biedną, naiwną i prostą Katarzynę, której nie pozostaje nic innego jak przeżyć walkę z samą sobą i narodzić się ponownie, jako zupełnie inna osoba, płacąc za to wysoką cenę.
Przyznam się, że książka pochłonęła mnie w zupełności. Rozdziały są krótkie, co jest dziwnym zjawiskiem u Jamesa, ale sama powieść jest napisana z idealną wręcz dokładnością. Czytając książkę miałam wiele sprzecznych uczuć, a gdybym tam był, to dorwałbym kogoś (osobę mam wytypowaną) i dał po pysku, może większość spraw by to załatwiło a zakończenie okazało się inne. Ale może cały czar tej opowieści jest właśnie w tym zakończeniu?
Książka pokazuje brutalność dawnego świata, gdzie klasy społecznościowe były nie do pokonania, zaś pieniądze wytyczały życiowe ścieżki, rządząc ludźmi każdego rodzaju: i tymi biednymi i bogatymi. Wszystko zawsze kręci się wokół pieniądza.
Henry James to jeden z najwybitniejszych doktorów literackiego fachu. Bezbłędnie i bez sentymentów odkrywa przed nami wszystkie tajniki ludzkiej myśli. Nie ma tutaj możliwości zatajenia czegoś. Autor doskonale operuje swoich bohaterów, rozkładając ich na części bierne od podstaw. Jego spostrzegawczość ludzkiej natury jest oszałamiająca, zaś styl jakim włada to dla mnie styl utracony, dzisiaj nikt mu nie dorównuje i pewnie dorównywać nie będzie. Tylko książki Henry'ego Jamesa mają ten wyjątkowy smak, któremu nie da się oprzeć. Polecam ten soczysty kawałek, bo po „zjedzeniu” z pewnością będziemy syci.

I tutaj zapytanie do Czytelnika tego bloga (może ktoś się znajdzie): czytał ktoś z was tę książkę? Co o niej sądzicie? Co sądzicie o samym autorze? Podzielcie się ze mną swymi uwagami....

piątek, 20 kwietnia 2012

Marcin Brzostowski - Zemsta kobiet

Na Marcina Brzostowskiego wpadłem zupełnie przypadkiem na forum Inkaustus, gdzie zamieścił parę pierwszych rozdziałów jednej ze swoich książek. Po przeczytaniu owego fragmentu, zachwyciłem się pisarzem i stwierdziłem, że należałoby lepiej poznać twórczość człowieka, potrafiącego pisać... hm, inaczej!
          „Zemsta kobiet” to książka wydana jako e-book. Jest to historia inspektora Franco Foga, mającego rozwikłać zagadkę zniknięcia kilku osób.
Autor ma przede wszystkim niesamowite poczucie humoru. Odnoszę wrażenie, że do życia lubi podejść z dystansem a tego również nam potrzeba! Potrafi pisać łatwo i z taką swobodą, że wielu z powodzeniem może zazdrościć mu lekkiego pióra. W książce nie brak śmiesznych scen a imiona bohaterów są dobrane z wyjątkową perfekcyjnością.
Moje serce od razu zyskała Weronika Blanka, ponieważ same imię mówiło mi od początku, że co jak co, ale to jest „kobieta” z klasą.
Plusów tej groteskowej mini-powieści (ponieważ, szanowni Państwo, to jest właśnie groteska) jest wiele. Z pewnością świetna, rzucająca się w oczy okładka (a to dla mnie ważne)! Książka nie jest męcząca i nie jest długa, brak w niej monotonności. Czytając ją nie miałem ochoty na popełnienie Seppuku a to mi się ostatnio często zdarza (patrz Amanda Hocking – Zamieniona). Książka jest napisana dobrym i wyjątkowym stylem autora, jakiego nie znajdziemy u nikogo innego, zaś cena po prostu jest śmiesznie niska, bo kosztuje tylko 7 zł.!
Najważniejsze jednak, to to, że czytając tę świetną książkę, możemy na chwilę wyłączyć wszystkie diody i czytać ze spokojem, dostając w zamian ukontentowanie w postaci śmiechu i dobrego samopoczucia. Polecam każdemu, ponieważ co jak co, ale powinniśmy czytać polskich autorów, a to z takiego zwykłego powodu, że ci mają naprawdę coś do napisania. 
Książka do kupienia na tej stronie!

PS
Jeżeli ludzie czytają takie gnioty robione na siłę przez jakieś amerykańskie pomywaczki domowe w stylu tej całej Hocking, to mam nadzieję, że dają szansę czemuś znacznie lepszemu, co pisane jest z humorem, zgrabnością i przekonuje nas, że wyrobek ten jest dobry, bo polski!

wtorek, 17 kwietnia 2012

Czahary - Maria Rodziewiczówna

Tym razem jestem po lekturze kolejnej książki tej wspaniałej autorki. Powieść bez zadziwień, dla tych znających twórczość Rodziewiczówny. Tym razem jednak historia opowiada o młodej dziewczynie, która postanawia być silną i walczyć sprawiedliwy podział majątku. Nie jest to oczywiście łatwe wyjście z sytuacji, znając tamte czasy i ludzi myślących, że kobieta nie nadaje się do myślenia i robienia rzeczy, które przystoją wyłącznie mężczyznom. Zosia jest jednak twarda, bo już kiedyś dała się raz złamać rodzinie, tym razem kategorycznie mówi: nie.
Autorka wprowadza nas w świat polskiej wsi, zwyczajów i jak to tylko ona potrafi, oprowadza swoimi wyjątkowymi oczami po pięknych Czaharach. Widzimy tam bujną roślinność, prostych ludzi o dobrych sercach, głupiutkie panny, cyników, utracjuszy trwoniących pieniądze, sprytnych Żydów (ci naprawdę byli nieźle w ciemię bici, aż mnie czasem ręka swędziała), wiejskie uroczystości itd. Jesteśmy świadkiem przyjaźni, miłości, mądrości, głupoty a nawet zemsty. Czyli prawdziwe życie toczące się każdego dnia, ale jednak nie takie zwykłe, ponieważ spod pióra tej pani nigdy nie wyszło nic przeciętnego. Niezwykle pięknie jest czytać o zwykłości w tak niezwykły sposób!
Okładka i papier to wielkie atuty książek, krótkie streszczenie na skrzydełku bardzo mi się podoba, ponieważ nie lubię fragmentów, które czasami wydawnictwa wrzucają na książkę, tak jakby te parę zdań miało cokolwiek powiedzieć o fabule. A tu mamy i fragment i krótką zachęcającą notkę. Czyli Świat książki znowu spisał się na medal. Oby więcej takich pozycji.
Ciekawe jest też to, że Rodziewiczówną można czytać ciągle i nigdy nie ma się jej dosyć, przynajmniej ja tak mam. Musiała być niezwykłym człowiekiem, sam zresztą wykorzystałem jej osobę w krótkim fragmencie mojej powieści „Odnaleźć Marlenę”.
Zdecydowanie warto sięgnąć po tę ciekawą historię rodzinną z końca XIX wieku!

niedziela, 8 kwietnia 2012

Boska Rodziewiczówna


Barbara Tryźnianka wciąga, niestety, już od pierwszej strony. Piszę niestety, ponieważ kiedy czytelnik zacznie czytać, nie sposób się oderwać, więc praca i wszystko musi odejść na bok, gdyż ogarnia go gorączka, chęć poznania, dowiedzenia się, jak potoczy się dalej ta oto historia.
Tomek jest utracjuszem, żyjącym na cudzy koszt. Jednego dnia dowiaduje się, że jeśli po dziesięciu latach stanie się człowiekiem, otrzyma pokaźny spadek po swoim nieznanym wuju.
Historia, zdawałoby się, jakich już było wiele. Ale tutaj myliłby się każdy, osądzając to w ten sposób. Nikt nie napisałby bowiem tej opowieści lepiej, niż największa i najwybitniejsza z polskich powieściopisarek – Maria Rodziewiczówna!
Oczarował mnie opis charakterów ludzkich, niezwykła spostrzegawczość autorki, doskonała znajomość zachowań, myśli czy też ogólnego życia tamtych czasów. Autorka z pewnością była świetnym obserwatorem a język pisany jest kunsztowny i jedyny w swoim rodzaju. Idealną scenę Rodziewczówna opisuje w momencie samego oczekiwania na śmierć wujka a następnie już jego śmierci. Mistrzostwo świata! Naśmiałem się i po prostu szeroko otwierałem oczy, przecież napisała to tak prawdziwie, tak dobrze oddała obraz, że miałem wrażenie jakbym błąkał się gdzieś po Zagajach i widział to własnymi oczami. Obraz wsi, oczywiście jak zwykle, przejrzysty i piękny. Wsie w książkach tej autorki to światy umarłe, które teraz można jeszcze spotkać ale niezwykle rzadko. Co mnie tylko martwi, to to, że opisywani bohaterzy (pomimo iż utracjusze, lekkoduchy) to ludzie o wielkich sercach, szlachetni, potrafiący dać z siebie wszystko, idący przez życie zgodnie, często naiwni, dumni, silni i tacy, którzy w dzisiejszym świecie już nie istnieją. To ludzie jak tamte wsie, dawno wymarli. Żałuję bardzo, że nie dane mi było urodzić się w tamtych czasach, zawsze podczas czytania którejś z jej książek mówię sobie: chciałbym mieć takie szlachetne serce, być taki dumny i również naiwny, bo wszystkie te cechy tworzyły generację niezwykłych ludzi. Takich... ludzkich!
Maria Rodziewiczówna bije na głowę wszystkich autorów polskich i światowych! Nie ma sobie równych. Jej książki wydaje wydawnictwo MG w rewelacyjnych okładkach a teraz dołączył się również Świat książki, który już dawniej wydawał jej powieści, ale w niezbyt ładnych oprawach. Dzisiaj oba wydawnictwa zasługują sobie na pochwałę, ponieważ takie książki powinny stać na każdej półce polskiego domu, powinny wyglądać i prezentować się. Bo tylko w nich można poczuć smak i zapach utraconego czasu, świata dawnego. W nich czujemy Polskę!

wtorek, 3 kwietnia 2012

To matka zgotowała im ten los...


Kwiaty na poddaszu czytałem jakieś 15 lat temu, kiedy Świat książki wydał je po raz pierwszy. Książka położyła mnie dosłownie na łopatki. Oczywiście musiałem sięgnąć również po kolejne tomy serii, obok której nie da się przejść obojętnie.
Dziś, mając prawie trzydzieści lat znowu po nią sięgnąłem, dzięki wydawnictwu Świat książki, które zlitowało się nad czytelnikami i wydało je w pięknej szacie graficznej. Zakupiłem od razu i już czekam na kolejne części!
Książka opowiada historię rodziny Dollangangerów. Wszystko zmienia się w momencie śmierci ojca rodziny. Matka nie wiedząc jak sobie poradzić z czwórką dzieci, postanawia wrócić z nimi do rodzinnego domu, z którego jakiś czas temu została wyklęta, ponieważ dopuściła się niegodnych czynów. W wielkiej tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje ukryte na poddaszu, którego nie mogą opuszczać. Matka obiecuje im, że wolność nastąpi już następnego dnia, kiedy powie dziadkowi o ich istnieniu...
Książka nadal zapiera dech, jest niezwykle realnie napisana i czytelnik może odnosić wrażenie, że jest naocznym obserwatorem tragedii, rozgrywającej się na poddaszu.
To historia jednej „głębokiej studni zdrady”. Okrutna babcia, bezuczuciowa matka oraz poddasze. Tajemnica jaką odkrywa najstarszy syn, jest tak porażająca, iż trudno w to wszystko uwierzyć.
Książka daje czytelnikowi wiele do myślenia. Ja sam zastanawiam się, jak taka historia w ogóle mogła zrodzić się w głowie autorki. Ja chyba nie byłbym w stanie tego napisać.
Jak matka mogła im to zrobić? Kim była ta kobieta, że dopuściła do czegoś takiego? Jak mogła tak bardzo się zmienić? Jak mogła stać się tym czym się stała? Bo człowiekiem to ona nie była...
Książka jest jedyna w swoim rodzaju a świadczy o tym zainteresowanie jakie wzbudziła w internecie, natchnienie czytelników oraz ceny w jakie jej stare wydania Kwiatów na poddaszu obrastały na Allegro.
Tu krótki apel do tych sprzedających: czasami o pomstę do nieba woła zdzierstwo tych, którzy bezczelnie chcą za każdą cenę sprzedać starą książkę a do tego zniszczoną jakby przeżyła dwie wojny światowe za cenę stu złotych! Po pierwsze: nikt tego nigdy nie kupił a po drugie, teraz dzięki Bogu mamy nowe tanie wydanie, więc życzę wam abyście te stare sobie sami... no, np. zjedli czy puścili z dymem, bez zarobionej kasy ze sprzedaży. Bo kto się teraz połasi na stare zniszczone badziewie? Rozumiem, że każdy chce zarobić, ale to już była przesada.
Dziękuję wydawnictwu Świat książki, że wysłuchało próśb czytelników, że stanęło na wysokości zadania i że dało nam coś, dzięki czemu cała Polska po prostu zwariowała!
Liczymy nie tylko na dokończenie tej serii ale również na kolejne, bo przecież ta świetna autorka napisała wiele innych, nieznanych polskiemu czytelnikowi serii i powieści...